Adrian Zandberg czyli kilka słów o autentyczności w polityce
Kilka lat temu, po wyjściu z blogerskiego okresu dziecięcego, podjąłem decyzję że staram się nie pisać na blogu o polskiej polityce. Szkoda mi było się emocjonować czymś, co już wtedy staczało się po równi pochyłej w kierunku skrajnej tabloidyzacji i zdziecinnienia. Dzisiaj robię wyjątek od tej reguły, bo moim zdaniem warto poświęcić kilka słów ostatniej debacie wyborczej. A zwłaszcza temu jak to się stało, że nikomu nieznany 35-letni doktor historii z partii balansującej na granicy rozpoznawalności podbił internet i serca wielu Polaków. Moim zdaniem, tajemnica tkwi w autentyczności, której pozostałym uczestnikom dyskusji ewidentnie zabrakło.
Poprzedniej debaty wyborczej nie obejrzałem. Szkoda mi było czasu na słuchanie dwóch Pań, które z całym szacunkiem do zajmowanych przez nie stanowisk, nie nadają się do bycia „frontmanami”. Są świetnymi organizatorkami i działaczkami, ale na liderów kompletnie się nie nadają. Brakuje im charyzmy oraz, a może przede wszystkim, umiejętności występowania na forum publicznym. Pani Premier jest skrajnie chaotyczna przez co wypada jak zestresowana uczennica na egzaminie maturalnym. Natomiast wiecznie zasępiona Pani Poseł przypomina mi „Ponurego Żniwiarza” ze skeczu Monthy Pytona. Zero emocji i powtarzanie w kółko tych samych frazesów jest naprawdę słabe.
Do tej pory zastanawiam się też, co skłoniło telewizję by zgodzić się na debatę z udziałem tylko dwóch kandydatek i olać wszystkich pozostałych. To może byłbym w stanie przeboleć, gdyby nie reguły tej przedziwnej zabawy. Co to za debata, gdzie kandydatki nie mogą zwracać się bezpośrednio do siebie, a dziennikarze zadawać żadnych dodatkowych pytań? Wszyscy politycy cały czas kopiują rozwiązania kampanijne z USA to może w końcu, ktoś obejrzy uważnie jakąś debatę polityczną odbywającą się za Wielką Wodą? Mogliby być mocno zaskoczeni, bo w Stanach wygląda to zupełnie inaczej. Jakoś nie wyobrażam sobie, by któryś z naszych polityków przeżyłby taką debatę. Konkurenci i prowadzący, by go po prostu rozjechali. Chociażby za brak merytoryki w wypowiedziach i nieudzielanie konkretnych odpowiedzi na pytania (to jakaś ciężka choroba, która dotknęła naszą klasę polityczną).
Ok, odjechałem trochę. Wróćmy do rzeczy czyli wtorkowej debaty z udziałem kandydatów z każdej partii startującej w wyborach. Włączyłem telewizor trochę z przymusu, bo nie wiedziałem na kogo mam zagłosować. Chciałem posłuchać co mają do powiedzenia liderzy ugrupować walczących m.in. o mój głos. Pominę może ocenę sposobu zorganizowania debaty – bo tu znowu musiałbym wrzucić niejeden kamyczek do ogródka naszych mediów (bardzo słabi prowadzący, idiotycznie dobrane pytania np. w działce „Wizja państwa” znalazło się pytanie o przyszłe koalicje, nierówne traktowanie uczestników np. dziennikarz z TVN przerywający Pawłowi Kukizowi wypowiedź, itp.) – przejdę co oceny wystąpień naszych kandydatów. Kolejność zupełnie przypadkowa.
[su_divider]
1. Pani Premier Ewa Kopacz – tak jak pisałem wcześniej, chaos i nerwowość. Czy naprawdę nie ma w sztabie nikogo, kto by wytłumaczył Pani Premier że używanie w debacie zdań wielokrotnie złożonych, to strzał w kolano? Tego się nie da słuchać, bo słuchacze tracą sens wypowiedzi już po kilku sekundach.
2. Pani Poseł Beata Szydło – równie dobrze sztab mógł postawić figurkę woskową na miejscu Pani Poseł, a wypowiedzi odtwarzać z magnetofonu.
3. Pan Wicepremier Piechociński – składne wypowiedzi, ale oparte na ogólnikach. Do tej pory zastanawiam się po co było to jabłko (gadżet)?
4. Pan Ryszard Petru – bez energii, sprawiał wrażenie zmęczonego. Fatalny gadżet (tablica z niewyraźnymi napisami). Ktoś ze sztabu popisał się brakiem wyobraźni telewizyjnej…
5. Pani Barbara Nowacka – mój ogromny zawód. Zero emocji, zbyt szybkie tempo mówienia (bała się że nie zdąży w minutę?), za dużo ogólników, słabo merytorycznie.
6. Pan Paweł Kukiz – równie wyrazisty co słaby merytorycznie. Niestety na samym byciu wkurzonym to daleko już nie zajedzie. Bez sensu tracił czas na kłótnie z prowadzącymi, zamiast skoncentrować się na mówieniu do potencjalnych wyborców.
7. Pan Europoseł Janusz Korwin Mikke – mogę nie zgadzać się z jego poglądami, ale energią z jaką je wyraża mógłby obdzielić prawie wszystkich obecnych na sali. Z jego partią mi mocno nie po drodze, ale szanuję talent oratorski i polemiczny Pana JKM. Pani Premier wypadła przy nim jak trzecioligowy polityk.
[su_divider]
W końcu dotarłem do bohatera dzisiejszego wpisu – Adriana Zandberga z Partii Razem. Absolutny zwycięzca wtorkowej debaty. Partia Razem popełniła spory błąd chowając go w „szafie” tak długo (z tego co pamiętam przyjęli strategię działania bez liderów). Po raz pierwszy – podobnie zresztą jak większa część widzów – zobaczyłem Zandberga dopiero w trakcie debaty. Od pierwszej wypowiedzi zrobił na mnie świetne wrażenie. Mówił na temat, odpowiadał na pytania i przede wszystkim widać było i słychać, że wierzy w to mówi. Zandberg pokazał ludzkie emocje, zwłaszcza gdy mówił o uchodźcach. Porównajcie to sobie choćby z letnią wypowiedzią Pani Premier to od razu złapiecie o co chodzi. To emocje przekonują ludzi, a nie słowa. To emocje sprawiają, że inni postrzegają nas jako autentycznych czyli takich którzy nie ściemniają i można im zaufać.
Ważną kwestią było także to, że Zandber nie udawał kogoś kim nie jest. Nie korzystał ze spin doctorów, na debatę przyszedł ubrany na luzie, z rozpiętą pod szyją koszulą i bez krawata, a po zakończeniu programu poszedł przybić piątkę ludziom ze swojej partii i razem wrócili metrem do domu. Powiem szczerze, że mnie to kupiło, bo dało mi obraz kogoś kto jest zwykłym człowiekiem, który nie jest oderwany od rzeczywistości.
Czy to narodziny nowej gwiazdy na naszej scenie politycznej? Mam nadzieję, że nie, bo wolałbym by Zandberg pozostał zawsze sobą. Na takiego kogoś mógłbym zagłosować, mimo iż nie do końca popieram program polityczny Partii Razem. Mam lewicowe poglądy („tak, jestem lewakiem” – to dla ewentualnych hejterów), ale nieco bardziej umiarkowane. Nie idealizuję też samego występu Zandberga w trakcie debaty. Miał też słabsze momenty, zwłaszcza przy pytaniach o politykę zagraniczną i bezpieczeństwo.
Kończąc ten przydługi wywód, fajnie gdyby w końcu nasi politykierzy pojęli, że dla wielu niezdecydowanych wyborców, takich jak np. ja, bardzo ważna jest autentyczność. Nie zaufam i nie zagłosuję na nikogo, kto udaje innego niż jest naprawdę. Nie zagłosuję też na nikogo, kto w trakcie wypowiedzi publicznej nie potrafi mówić z sensem i pokazać mi wiary, w to co chce mi przekazać. Kluczem są emocje, ale tylko te pozytywne. Straszenie inną partią i możliwością stracenia głosu już na mnie nie działa.
To pisałem ja
– bloger II klasy, Jacek Lipski
Spodobał Ci się wpis?
Polecam sprawdzić też
SLD czyli Słaby, Lichy i Denny marketing wyborczy
Lewica jest od krok od przepaści. Po niezłym wyniku Grzegorza Napieralskiego w ostatnich wyborach prezydenckich, tegoroczne wybory miały przynieść prawdziwy sukces. Przewidywano znaczące powiększenie stanu posiadania w parlamencie oraz powrót do władzy jako koalicjant w nowym rządzie. Życie napisało jednak zupełnie inny scenariusz. SLD może dostać nawet mniej głosów niż Ruch Poparcia Palikota!