Kampanijne słowa prawdy

Data wpisu6 października 2011 Ilość komentarzy0

pusta sala parlamentuSzczerość w polityce jest najczęściej postrzegana jako przejaw młodzieńczego idealizmu i niedojrzałości. Prawdziwi klasowi graczy muszą być cynicznie obłudni i na zimno kalkulować każdą publiczną wypowiedź. Brać pod uwagę badania opinii. Być w każdej kwestii po właściwej stronie barykady. Większość naszych rodzimych „politicos” wyznaje tezę Dicka Morrisa, niesławnego doradcy Billa Clintona: „polityk powinien być jak ucho przyłożone do sondaży opinii publicznej”.  

Bez obaw. To nie będzie kolejny moralizatorski tekst o znaczeniu prawdy w życiu publicznym. Jestem daleki od teoretyzowania, przynajmniej odkąd usłyszałem nieśmiertelny dowcip. „Kiedy polityk kłamie? Zawsze kiedy otwiera usta…”.

 

Nagłe przebudzenie

Przyznam szczerze, że nie martwi mnie, że politycy kłamią. Tak było, jest i będzie. Nie mam na to większego wpływu. Zaczynam martwić się dopiero, kiedy politycy broniąc się przed zarzutami mediów twierdzą, że muszą mówić to co wyborcy chcą usłyszeć. Gdyby ta teza okazała się być choć trochę prawdziwą, nagle obudzilibyśmy się w kraju, w którym (przynajmniej według ostatniego sondażu CBOS):

  • 34 proc. badanych (deklarujących głosowanie na PO) wierzy, że przeszliśmy suchą nogą przez kryzys jako druga „Zielona Wyspa” (wystarczy spojrzeć na wskaźniki bezrobocia w młodszych grupach wiekowych) lub nie ma innej alternatywy dla rządów PIS oraz lepszego ministra infrastruktury, budowniczego autostrad i reformatora kolei niż Cezary Grabarczyk,
  • 20 proc. (PIS) wierzy, że Smoleńsk to zdrada, spisek i zamach rosyjski, Polska jest rosyjskim (lub niemieckim, niepotrzebne skreślić) kondominium, a Ojciec Rydzyk powinien stać na czele Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji,
  • 9 proc. (SLD) wierzy, że Grzegorz Napieralski to prawdziwy maż stanu, SLD to partia lewicowa, do władzy powinien powrócić  Leszek Miller, a polskie państwo stać na realizację obietnic przedwyborczych wartych 218 mld zł (o SLD i obietnicach kampanijnych pisałem obszerniej w poprzednim poście),
  • 7 proc. (Ruch Poparcia Palikota) wierzy, że opodatkowanie Kościoła ozdrowi naszą gospodarkę, legalizacja „marychy” poprawi samopoczucie Polaków, a najlepszym premierem będzie skandalista Janusz Palikot wspierany przez Piotra Tymochowicza w roli rzecznika prasowego rządu,
  • 6 proc. (PSL) wierzy w partię, której jedyny program (bo konia z rzędem temu, kto mi wyjaśni czy to jest partia lewicowa, prawicowa czy centrowa i jakie właściwie ma poglądy) to Posady Własnym Ludziom plus oczywiście KRUS Forever oraz nieustające wsparcie dla Ochotniczej Straży Pożarnej,
  • poniżej 1 proc. (PJN) wierzy w PIS light, tyle że bez liderki która uciekła na listy PO (szczyt koniunkturalizmu, podobnie zresztą jak Arłukowicz),
  • mocno poniżej 1 proc. (PPP Sierpień 80) wierzy, że związkowcy mogą rządzić krajem (przerabialiśmy już to zdaje się z AWS).

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że któryś z tych snów (koszmarów) się spełni. Po niedzielnych wyborach obudzimy się w poniedziałek z ciężkim powyborczym kacem. Z przeświadczeniem, że po raz kolejny dokonaliśmy wyboru „pomiędzy dżumą a cholerą”. Ile takich wyborów jeszcze czeka nas w naszym życiu…

 

Puszczam wodze fantazji…

Tak na serio zastanawiam się, jakie szanse w kampanii miałby polityk który miałby odwagę powiedzieć wyborcom prawdę, zamiast koloryzować rzeczywistość i obiecywać złote góry. Jakie szanse na sukces miałby ktoś, kto głośno powiedziałby to o czym spora grupa z nas już wie (lub przynajmniej się domyśla) czyli:

„Czekają nas krew, pot i łzy. Lata wyrzeczeń. Nie wiem co dalej z gospodarką, bo nikt na świecie, nawet najwybitniejsi ekonomiści, tego nie wiedzą. Musimy pracować ciężej niż inne społeczeństwa Zachodniej Europy, bo przez lata komunizmu i wojen jesteśmy zapóźnieni cywilizacyjnie. Musimy pracować więcej, po to by przynajmniej nasze dzieci mogły żyć lepiej…”

Być może kiedyś doczekam się kogoś takiego. Być może będę miał w końcu szansę zagłosowania na kogoś, a nie przeciw komuś. Nie łudzę się, że nastąpi to szybko. Drugiego Obamy czy JFK nie doczekamy się w Polsce jeszcze bardzo długo .

Obecnie rządzące pokolenie 50+ nie wyłoni z siebie podobnego lidera, bo po prostu nie jest w stanie. To pokolenie zdobyło już to, co było do zdobycia, a teraz broni tylko stanu posiadania. Nie ma odwagi ryzykować, bo nie chce stracić władzy. Cóż w tym dziwnego. Nikt z nas nie lubi tracić pracy…

Jacek Lipski

Jacek Lipski

Jacek Lipski

Marketer z ponad 16 letnim doświadczeniem. Od grudnia 2015 r. działa pod marką B&L Consulting jako niezależny konsultant i szkoleniowiec w obszarze strategii marketingowych dla MŚP i startupów. Doświadczenie zdobywał również w lubelskiej agencji reklamowej Vena Art oraz w korporacyjnych działach marketingu i komunikacji w Warszawie i Gliwicach. Wykładowca na UMCS Lublin oraz WSB w Chorzowie, Gdańsku i Opolu.